Lech Poznań znów ofiarą nieprzemyślanych decyzji transferowych Tomasza Rząsy. „Kolejorz” tak naprawdę przespał okno transferowe. Spośród nowych twarzy swoimi umiejętnościami broni się jedynie Patrik Walemark i, rzecz jasna, Alex Douglas. Od biedy do tej listy możemy dopisać powracającego z wypożyczenia do GKS-u Katowice Antoniego Kozubala. Śmialiśmy się z okna transferowego Legii Warszawa, a tymczasem okazuje się, że „Wojskowi” zyskali więcej jakości niż ich największy ligowy rywal.
Legia Warszawa dokonała dwóch dobrych transferów. Sprowadziła Kacpra Chodynę i Rubena Vinagre i ma z pewnością jedne z lepszych wahadeł w całej PKO Ekstraklasie. Lech Poznań, podobnie jak „Wojskowi”, również sfinalizował dwie transakcje, które można uznać za udane. Wypożyczono Patrika Walemarka i ściągnięto Aleksa Douglasa. Reszta – szkoda gadać.
Przegląd zimowych flopów transferowych
Filip Jagiełło
Filip Jagiełło może nie popełnia kuriozalnych błędów, ale gdy zastępuje Kozubala, widać ogromny spadek jakości w grze „Kolejorza”. Jest więcej powściągliwości. Jagiełło nie potrafi na dłuższą metę grać tak dynamicznie, jak by życzyli sobie tego Niels Frederiksen z Sindre Tjelmelandem.
Stjepan Loncar
Stjepan Loncar na razie nie miał zbyt wielu okazji, by zademonstrować swoje umiejętności. To głęboki rezerwowy ustawiony w hierarchii za Filipem Jagiełłą.
– Rywalizacja w środku pola jest bardzo duża. Stjepan Loncar pracuje dobrze na treningach i nie mam żadnych zastrzeżeń co do jego zaangażowania. W tym momencie jednak wybieram innych piłkarzy – deklaruje trener Frederiksen.
Daniel Hakans
Daniel Hakans w spotkaniu przeciwko Górnikowi biegał z piłką. Jest niewidoczny, nie widzi swoich partnerów. Gdy miał jakieś okazje, marnował je w najgłupszy możliwy sposób. Hakans może i chce strzelić gola, ale wygląda na piłkarsko niedojrzałego. Brakuje w jego grze pomysłu, boiskowej inteligencji. Dużo rzeczy wykonywanych jest na oślep. Jedyny atut Hakansa to tak naprawdę bieganie. Skrzydłowy w szerszej perspektywie może jeszcze coś wnieść, w niektórych sytuacjach brakuje mu skuteczności i szczęścia. Pod koniec pierwszej połowy spotkania z Górnikiem Zabrze był bliski wyrównania, wykonał nienagannej urody dośrodkowanie gorszą nogą na Mikaela Ishaka, po którym Szwed chybił. To piłkarz do przepracowania – może na wypożyczenie, może do łapania minut w końcówkach. Porównując go jednak do Aliego Gholizadeha czy Dino Hoticia trzeba stwierdzić, że widać jego ogromne braki. PKO BP Ekstraklasa na razie go przytłacza.
Lech Poznań dziś w Zabrzu. Katastrofalni Hakans, Szymczak i Fiabema. Ponad pół godziny walenia głową w mur.
Jagiellonia ma dwa razy więcej meczów, a może mieć -1 do Lecha… #GÓRLPO pic.twitter.com/FJb7DaJ3cL
— Jakub Kłyszejko (@jakubklyszejko) December 6, 2024
Bryan Fiabema
Bryan Fiabema to zupełnie inna bajka. Generator podstawowych błędów. W każdym meczu, w którym przychodzi mu zagrać, wygląda po prostu źle. Jego gra irytuje.
– Bryan Fiabema przychodzi do nas, żeby wzmocnić rywalizację. To piłkarz, który w ofensywie może występować na wszystkich pozycjach. Widzimy w nim potencjał, liczymy na jego piłkarski rozwój. Jest szybki, przebojowy, dynamiczny. To etatowy reprezentant juniorskich i młodzieżowych kadr Norwegii, w czerwcu zagrał w drużynie narodowej U-21 i strzelił gola Danii – opowiadał o nim Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy Lecha Poznań.
Jest to jedna z tych wypowiedzi, która po prostu źle się zestarzała. Fiabema traci piłki. Jest przewidywalny. Podobnie jak Hakans, nie nadaje się do łączenia myślenia z szybką grą. W końcówce meczu przeciwko Górnikowi Zabrze stracił piłkę na własnej połowie przy wyprowadzaniu kontry. Błąd kardynalny. Nawet trudno docenić jego szybkość, bo te rajdy z piłką kończą się tak szybko stratą, że raczej nie są w stanie utkwić w pamięci zbiorowej kibiców „Kolejorza”. W 16 spotkaniach nie strzelił ani jednego gola, zaliczył zaledwie jedną asystę.
Trener Niels Frederiksen uparcie na niego stawia, ale każdy, kto ma co najmniej jedno oko, widzi, że Bryan Fiabema nie tylko nic nie wnosi, ale wręcz szkodzi swojej drużynie. Wyglądał źle nawet na tle drugoligowej Resovii Rzeszów. Fiabema miał parę okazji, by swój bramkowy bilans nieco powiększyć, ale skuteczność to nie jest najmocniejsza strona Norwega. Kiksuje w naprawdę karykaturalnym stylu. Spektakularny niewypał transferowy. Co zabawniejsze bądź smutniejsze, Piotr Rutkowski, prezes Lecha Poznań, podczas Lech Conference pewny siebie stwierdził, że Fiabema przebił jego oczekiwania. Nie wiemy, czy Rutkowski robi sobie z nas jaja, czy może pomylił Fiabemę z Walemarkiem. Tak czy siak, znowu działa na nerwy kibicom Lecha Poznań.
Ian Hoffman
Został jeszcze jeden delikwent – Ian Hoffman. Kolejny piłkarz, który zrobił bardzo niewiele. Miał być zmiennikiem Joela Pereiry, a tymczasem zaliczył więcej występów w trzecioligowych rezerwach niż pierwszej jedenastce Lecha Poznań. Ogromny flop transferowy.
Ian Hoffman zamiast być na ławce dzisiaj przeciwko Pogoni jedzie z rezerwami na mecz z Wybrzeżem Rewal 😅 no świetny to jest transfer, po prostu wybitny https://t.co/j6z5IWRPm2
— Michał Wawrzyniak (@Wawrzyn_7) August 25, 2024
– Jesteśmy na pierwszym miejscu i na tym miejscu spędzimy zimę, jeśli w ten weekend nie wydarzy się nic złego. Prowadzenie podczas zimy niewiele nam daje, bo inne drużyny też dobrze punktują. Mistrzostwo rozstrzygnie się po zimie, wiosna będzie decydująca, dużo może zamieszać także najbliższe okno transferowe. Ktoś może pozyskać nowych piłkarzy lub stracić czołowych zawodników. Sezon rozstrzygnie się wiosną – przypomina Niels Frederiksen. – Zimą na pewno przydałoby się nam wzmocnienie rywalizacji na niektórych pozycjach. Są zawodnicy, którzy z pewnych powodów grali jesienią bardzo wiele. Nie chcę wchodzić w szczegóły dotyczące pozycji, na których przydałyby się wzmocnienia, można łatwo się domyślić. Zimowe okno transferowe może nie będzie kluczowe w walce o mistrzostwo, jednak będzie ważnym elementem. Zima może pokazać, które kluby i jakie mają ambicje – dodaje Duńczyk.
Niby rzeczy oczywiste, ale poznańska skąpość jest znana na całą Polskę. Piotr Rutkowski ma prosty wybór. Może posłuchać apelu świetnego trenera, który w krótkim czasie z Lecha pozbawionego pomysłu, beznadziejnego, ogarniętego kontuzjami, wykańczającego kibiców zrobił lidera PKO BP Ekstraklasy. Może wsłuchać się w jego potrzeby i dostrzec, że każdy projekt, by mógł na siebie zarobić, potrzebuje inwestycji.
Może też pójść w zaparte i podtrzymać stanowisko Rząsy sprzed kilku miesięcy, który wykluczył zimowe transfery. Ale jeżeli, dajmy na to, taki Bryan Fiabema ma dalej pełnić funkcje jokera i utrzymywać/nadganiać wynik w wyjazdowych konfrontacjach z Jagiellonią Białystok, Cracovią czy Legią Warszawa, to mocne podwaliny wybudowane przez Tjelmelanda i Frederiksena nie zostaną wykorzystane do budowy czegoś wielkiego. Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa muszą sobie wreszcie uświadomić, że nie znają się na wszystkim najlepiej. Inaczej na tytuł mistrzowski „Kolejorz” będzie musiał jeszcze trochę poczekać.
Ta strata Fiabemy na 25 metrze od naszej bramki przy rozpoczęciu kontry to była właśnie ta jakość o której mówił Rutkowski?
Super piłkarz 👍— Krzysztof (@Kris_czub) December 6, 2024
Kto zastąpi Ishaka? Filip Szymczak jest za słaby
Lech Poznań potrzebuje sensownego zastępcy Mikaela Ishaka. Rząsa deklarował żal, że nie wykupił Dawida Kownackiego, gdy ten przebywał na wypożyczeniu przy Bułgarskiej. Trudno się z tym nie zgodzić. Napastnik takiego kalibru z pewnością byłby w stanie decydować w trudnych momentach, zastępować Szweda, gdy ten będzie kontuzjowany, aktywnie zagrażać bramce rywala w końcówkach. Kapitan musi poczuć jakąś rywalizację na swojej pozycji. Filip Szymczak jest piłkarzem tragicznym, nieskutecznym, rzadko dochodzącym do piłki.
Transfery na skrzydła
Skrzydła. Duet Ali Gholizadeh – Patrik Walemark doskonale sobie radzi, ale rezerwowi znowuż są kilka klas słabsi. Dino Hotić, owszem, potrafi strzelić z dystansu, jest świetny technicznie, jego dośrodkowania potrafią być skuteczne, ale nie potrafi utrzymywać dobrej dyspozycji dłużej niż kilka tygodni. Podobnie jak rok temu, jego wejście w sezon było bardzo dobre, ale później wszystko znów trafił szlag.
Sousa bez zastępstwa
Lech Poznań wiele tracił, uporczywie stawiając na Filipa Marchwińskiego kosztem Afonso Sousy. Gdy jednak „Marchewa” odszedł do Lecce, Sousa otrzymał swoją szansę i jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym piłkarzem Lecha w tej kampanii. Doskonale się ustawia, wymienia pozycjami z Ishakiem, angażuje się w każdą ofensywną akcję, jest skuteczny i ma ogromne parcie na bramkę. Jest wreszcie tym piłkarzem, jakim miał być, gdy przychodził na Bułgarską. Mimo wszystko próżno szukać „dziesiątki”, która mogłaby go zastąpić. Nie ma drugiego piłkarza, z którym Sousa mógłby nawiązać rywalizację. Czasami można zaobserwować wymienność pozycji z Antonim Kozubalem, wymianę pewnych zadań między tymi dwoma graczami. Na ławce brakuje jednak kogoś, kto mógłby chociaż w małym stopniu Sousę zastąpić.
Tragiczny Andersson, beznadziejny Hoffman
I oczywiście – boki obrony. Widzieliśmy, co się działo, gdy Michał Gurgul otrzymał czerwoną kartkę przeciwko Puszczy Niepołomice. Boisko opuścił wówczas Antoni Kozubal, by zapchać dziurę po lewym obrońcy. Mógł skorzystać na tym dziesięć lat starszy Szwed. Motorycznie brakowało mu bardzo dużo do reszty drużyny, nie wspierał zespołu w akcjach ofensywnych. Gdyby trafił się zespół z mocniejszym prawym skrzydłem, Elias Andersson i opieszałość w jego strefie zapewne mogłaby przyczynić się do straty kilku bramek.
Gurgul, całe szczęście dla „Kolejorza”, szybko wrócił, ale pamiętajmy, że to piłkarz bardzo młody i szczególnie potrzebuje zastępstwa. Szybko stał się najlepszym bocznym obrońcą. Niels Frederiksen mu ufa. Na początku Gurgul popełniał drobne błędy, ale teraz jest pewnym punktem „Kolejorza”. Gdyby jednak lewego obrońcy zabrakło, Lech znalazłby się w niemałych tarapatach – dlatego tutaj także ujawnia się potrzeba wzmocnienia ławki rezerwowych.
Analogicznie jest w przypadku prawej obrony. Joel Pereira jest jednym z lepszych prawych obrońców w lidze. Latem ściągnięto Iana Hoffmana, ale nie oszukujmy się, ten transfer trzeba uznać za jeden z wielu niezbyt zabawnych żartów Tomasza Rząsy. Już na papierze ten transfer wyglądał jak solidny flop. Amerykanin przyszedł na Bułgarską z Moss FK, norweskiego zespołu występującego na co dzień w OBOS-ligaen, czyli drugiej lidze norweskiej. Obawy kibiców „Kolejorza” potwierdziły się w stu procentach. Ian Hoffman nie jest w stanie robić za zmiennika Joela Pereiry. Potrzeba transferów.
Prawa obrona, ofensywny pomocnik, skrzydła, napastnik. Po prawdzie, gdy Rutkowski i Rząsa zdecydują się wzmocnić obsadę choć jednej z tych pozycji, w stolicy Wielkopolski będzie można ogłosić cud. Lech Poznań na swoje szczęście ma przerwę zimową do przepracowania. Raków, Legia, Jagiellonia zapewne będą myśleć intensywnie o wzmocnieniach. Jeżeli Lech odpuści sobie zimowe okno transferowe, znajdzie się w poważnych tarapatach – mistrzostwo, które jeszcze kilka tygodni temu wydawało się być pisane ekipie z Poznania, może się odsunąć na bardzo daleki dystans.